Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 21 stycznia 2014

Roz. 1

Mężczyzna w długim, czarnym płaszczu podjechał na parking i wysiadł ze swojego eleganckiego bugatti. Rozejrzał się po okolicy i westchnął irytująco.
-Pieprzone zadupie, totalna melina. - burknął pod nosem i zaczął iść przed siebie zdecydowanym krokiem.
Nagle do jego uszu dobiegł przeraźliwy krzyk i jakby błaganie o pomoc. Odwrócił swoją głowę w kierunku ciemnego zaułka z którego dochodziły głosy. Zaczął się powoli zbliżać, chociaż sam nie wiedział czemu. Zwykle olewał takie sytuacje. Był przyzwyczajony, w końcu na tym polegała jego praca. Gdy był już wystarczająco blisko ukrył się za ścianą. Zauważył dwóch, dość potężnych oprychów, którzy znęcali się nad...chłopcem? Tak to zdecydowanie był chłopiec, niewysoki blondyn leżał skulony i zapłakany pod ścianą.
James zapewne już dawno odszedłby i zapomniał, ale coś mu nie pozwalało nie zareagować. Musiał pomóc temu chłopakowi. Wyciągnął pistolet i z kieszeni i ruszył do akcji. 
-Zostawcie chłopca. - rzucił ostro w kierunku bandziorów.
Tamci natychmiast się odwrócili i spojrzeli lekko zdezorientowali na mężczyznę. Jeden z nich chciał zaatakować, ale ten drugi odciągnął go widząc broń w ręku James'a.
-Daj spokój..spadamy. - powiedział do niego.
-A Ciebie szczylu jeszcze dopadniemy! Nie myśl sobie. - krzyknęli w stronę przerażonego chłopaka i oddalili się.
Blondyn widząc, że napastnicy odeszli wstał i spojrzał swoimi przestraszonymi oczami na mężczyznę.
-Dz-dziękuję..p-panu..- wydusił drżącym głosem. Nagle przed oczami zrobiło mu się ciemno, upadł mdlejąc.
James podszedł do chłopca i popatrzył się na jego delikatne, kruche ciało.
-Cholera jasna..teraz będę musiał go zabrać ze sobą..- burknął zdenerwowany i podniósł nastolatka. Był bardzo lekki. Zaniósł go do samochodu po czym wsiadł i odjechał. Przez całą drogę zastanawiał się dlaczego mu pomaga, przecież wcale go nie zna..po za tym jego reputacja bezlitosnego skurwiela mogłaby legnąć w gruzach, gdyby ktoś się dowiedział, że przygarnął do siebie jakiegoś przybłędę. 

***

Alan poruszył się niespokojnie, bardzo bolała go głowa...ale było mu ciepło i przytulnie. Otworzył oczy i od razu przyjął postawę siedzącą. Rozglądnął się uważnie. Był w obcym domu, na dodatek spał sobie w czyimś łóżku. Spanikowany odwrócił głowę i ujrzał siedzącego przed nim na fotelu mężczyznę. Blondynowi zaparło dech. Owy mężczyzna był niesamowicie przystojny, na oko miał jakieś 22-24 lata, piękne brązowe włosy i ciemne, ale zimne bez jakichkolwiek uczuć oczy, które wpatrywały się w niego. Na dodatek siedział w rozpiętej koszuli przez co doskonale było widać jego umięśniony brzuch. Chłopiec zarumienił się lekko wciąż speszony i podenerwowany okrył się mocniej kocem.
-Widzę, że już wstałeś. To dobrze, bo leżałeś tak od 3 godzin. - mężczyzna odezwał się pierwszy.
-Umm..ja..chciałem..panu podziękować no..ten..za..- wyjąkał nieśmiało.
-Za ratunek? Nie ma za co. Powiedz mi lepiej jak się nazywasz i co chcieli od Ciebie tamci dwaj? Musze powiadomić Twoich rodziców.
-Ja..jestem..Alan..a..moi rodzice..oni...nie żyją. - odpowiedział załamanym głosem, do oczu napłynęły mu łzy, ale powstrzymał się od płaczu.
Mężczyznę zszokowała ta informacja, ale odchrząknął na znak, że rozumie.
-No więc Alan... słuchaj nie masz żadnych innych opiekunów? Nikogo bliskiego?
-Nnie...ja..mieszkałem u tamtych dwóch co mnie pobili, ale...- pociągnął nosem, nie chciał wypowiadać tych słów. Nie chciał nikomu o tym mówić.
-Czy oni..robili Ci coś? Wykorzystywali Cię? - James dopytywał się dalej.
Po dłuższym milczeniu chłopiec odpowiedział;
-T-tak...- po jego policzkach potoczyło się kilka samotnych łez.
James był w szoku, ten chłopak ewidentnie był bity i..gwałcony? On wprawdzie sam był mordercą i to bezlitosnym, ale nigdy nie wyrządziłby takiej krzywdy niewinnemu chłopcu. Miał ochotę go przytulić, ale powstrzymał się. Nie mógł go teraz tak po prostu zostawić, wywalić z domu. 
-Przykro mi..Tu Ci nic nie grozi. Nie musisz się obawiać. Zostaniesz u mnie przez parę dni, a później pomyślimy.
-Nie..ja nie mogę..na prawdę..ja miałbym kłopoty i pan zresztą też. Dziękuję za ratunek, ale nie mogę...jeśli ucieknę i nie wrócę to oni mnie..zabiją...
-Nie znajdą Cię tu, możesz być o to spokojny. 
-Ale..
-Więc postanowione. Zrobiłem Ci kanapki z dżemem, bo nie wiem co lubisz jadać. Zjedz je, bo pewnie jesteś głodny. Ja idę do siebie, jakbyś czegoś potrzebował zastaniesz mnie w biurze lub sypialni. Łazienka jest na końcu korytarza, tam Ci zostawiłem ręcznik i moje rzeczy. Mogą być przyduże, ale jakoś damy radę. Możesz iść się wykąpać.- powiedziawszy to skierował się do wyjścia.
-D-dziękuję..za wszystko. - Alan popatrzył się na mężczyznę.
James uśmiechnął się lekko do blondyna i wyszedł z salonu.

7 komentarzy:

  1. zapowiada się interesująco ;) ciekawe czy James cały czas będzie taki milutki , życzę dużo weny , żeby się szybko pojawiła kolejna notka

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłaś mnie :) Poproszę szybko ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna notka pojawi się jutro, albo najpóźniej w piątek.
      Miło mi, że ktoś to czyta. Postaram się też, aby rozdziały były nieco dłuższe.

      Usuń
  3. Zaciekawiłaś mnie.
    Już nie mogę doczekać się nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za linka do twoich opowiadań :)
    Na pewno gdy tylko znajdę czas przeczytam. Niestety nie mam nawet czasu by napisać rozdział u siebie. Lecz mam nadzieję, że do niedzieli się to zmieni.
    Ale twoje opka na pewno przeczytam :D
    Ah, i gdybym mogła być informowana o notkach byłoby super:)
    To moje gg: 10136531
    Pozdrawiam cieplutko:3
    Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohayou~~ Ty czytasz mojego bloga, więc ja zajrzałam na twój a tu ku moim oczkom wyłania się blog który na pewno przeczytam i będę czekać na rozdziały :3
    Weny i weny życzę, reszta jest dobra :3
    Nana^^

    OdpowiedzUsuń