Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 stycznia 2014

Roz. 3

James nie zmrużył tej nocy oka. Cały czas rozmyślał nad losem chłopca. Wiedział, że Alan ma
zranioną psychikę i trzeba mu pomóc, ale nie wiedział jak się do tego zabrać. Domyślał się, że tamci bandyci z pewnością będą starali się go odnaleźć, a on musi go ochronić..
-Zaraz, zaraz. Ja nic nie muszę. Mogę przecież oddać im tego dzieciaka. W końcu on nie jest dla mnie ani rodziną, ani nikim ważnym..
Nagle przypomniał sobie widok tych zapłakanych, pięknych, błękitnych oczu i zrozumiał, że nie mógłby. Z pewnością żałowałby tego do końca życia.
-Co się do jasnej cholery ze mną dzieje? Czemu ten szczeniak tak na mnie działa? Ech..nic już nie wiem.
Spojrzał kątem oka na zegarek. Była 9.00. Wstał z głębokim westchnięciem i udał się do kuchni. Jakież było jego zdziwienie kiedy zobaczył krzątającego się po kuchni Alana.
-Co Ty robisz? - odezwał się na dzień dobry.
Chłopiec momentalnie odwrócił głowę.
-Emm..ja..tylko..chciałem zrobić Ci śniadanie, bo...chciałem się jakoś odwdzięczyć za to, że pozwalasz mi tu mieszkać. Przynajmniej się na coś przydam.. - odpowiedział cicho. Miał pewność, że mężczyzna będzie się gniewał za to, że tak bez pozwolenia panoszy się po jego kuchni.
-No dobrze, tylko nie spal mi domu - posłał mu wymuszony uśmiech i zajął miejsce przy stole.
-Spokojnie, mam w tym wprawę.- zaśmiał się pod nosem i nałożył na talerz tosty. -Proszę, ale uważaj, bo dopiero co wyjęte z opiekacza. - podał talerz brunetowi, a sam zajął miejsce na przeciwko.
James ugryzł kawałek. Posmakowało mu.
-No całkiem dobre. A Ty nie jesz? - popatrzył się na chłopaka.
-Nie, ja już jadłem.
Kiedy skończył, włożył talerz do zmywarki i zwrócił się do blondyna,
-Dzisiaj przychodzi do mnie mnie mój stary znajomy. Bywa bezpośredni, ale jest naprawdę w porządku. Zapoznam Cię z nim, ale najpierw musimy pojechać do centrum po jakieś rzeczy do ubrania dla Ciebie.
Alan odpowiedział zaskoczony:
-Nie. To bardzo miłe z Twojej strony, ale ja nie mogę. Nie będę miał Ci jak oddać. Po za tym mam dopiero 17 lat. Do pracy przyjmą mnie dopiero za niecały rok..
-Spokojnie, o pieniądze się nie martw. Mam ich wystarczająco dużo. Może w końcu przydadzą się na coś.
-Ale..
-Żadnego ale, już postanowione. Idź się umyć i ubrać. Półgodziny Ci wystarczy mam nadzieję?
-Emm..tak..dziękuję. - westchnął i udał się do łazienki.
****
Godzinę później obydwoje znajdowali się przed wielkim budynkiem z napisem 'Centrum handlowe".
Weszli do środka, a oczom chłopca ukazały się tłumy chodzących w te i we wte ludzi oraz różnorodne sklepy. James zauważył reakcję blondyna. Zaśmiał się w duchu.
-Nigdy nie byłeś w podobnym miejscu?
-Emm..nie..ja..- spuścił głowę.
-Rozumiem, spokojnie. Tylko się nie zgub.
-Jasne..

Chodzenie po sklepach zajęło im dobre 3 godziny. Alan nie marudził. Wręcz przeciwnie bardzo cieszył się z tego, że mężczyzna robi dla niego takie rzeczy. W końcu udało im się kupić 4 pary koszulek, 3 bluzy i 3 pary spodni. Po drodze James zafundował jeszcze chłopcu dużą porcje lodów. Widząc uśmiech na twarzy niebieskookiego rozczulił się, ale nie dał poznać tego po sobie. W końcu zmęczeni i obładowani torbami wrócili do mieszkania bruneta. Alan zaczął rozpakowywać kupione rzeczy. Kiedy dokładnie przyjrzał się metkom z cenami pobladł. James zauważył to.
-Nie podobają Ci się? - zapytał
-Nie..są fajne, bardzo mi się podobają, ale..były strasznie drogie..
-Mówiłem Ci, że mam pieniądze. Nie przejmuj się ceną. 
-Ja..dziękuję bardzo. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. 
-Nie ma za co. - James w końcu zdał się na szczery, ale mały uśmiech.
Rozmowę przerwał im dzwonek do drzwi.
Brunet wstał i poszedł otworzyć. W drzwiach stanął Dave.
-Cześć stary. Wiem, że jestem wcześnie, ale mam jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia. 
-Okej, to wejdź. Napijesz się czegoś?
-Kawy.
-Zaraz przyniosę. A Ty zapoznaj się z Alanem. Tylko go nie wystrasz. - puścił oczko w jego kierunku i zniknął za drzwiami.
Dave uśmiechnął się cwaniacko i rozsiadł się w fotelu.
-Dzień dobry.. 
Odwrócił się i ujrzał speszonego blondyna.
-O. Ty jesteś Alan prawda? - posłał mu sympatyczny uśmiech
-Tak..miło mi pana..eee..poznać. - odwzajemnił uśmiech
-Spokojnie, nie gryzę. I jak James? Jest fer w stosunku do Ciebie?
-Tak, pomógł mi. Dużo mu zawdzięczam.
-To dobrze. Musisz być wyjątkowy, bo on nie pomaga byle komu. Nie ufa ludziom. Jest zaborczy i lepiej nie wchodzić mu w drogę, ale zachował w sobie odrobinę serdeczności.
-Nie wiem..czy..zrozumiałem.
-Przyjdzie czas, a sam Ci o wszystkim opowie. Opiekuj się nim chłopcze.
Alan nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym samym momencie wrócił Brunet.
-Pogadaliście sobie? Przyniosłem Ci papiery.
-Tak, tak- Dave upił łyk kawy i spojrzał na przygotowane dokumenty.
-O w cholerę. Sporo roboty. Zabiorę to do siebie i przejrzę wszystko jeszcze raz uważnie.
-No jak wolisz.
-W takim razie będę się zbierał.
-Tak szybko?
-Tak, mówiłem już, że mam jeszcze masę spraw do załatwienia. Ale jak chcesz to zabierz Alana jutro do mnie do klubu. Robimy imprezkę, chłopak się wyluzuje.
-No sam nie wiem, zobaczymy. Nie jest czasem za młody na takie rozrywki?
-Bywałem już nie raz na imprezach, tak więc.. - wtrącił się niebieskooki.
-No więc jesteśmy umówieni, do zobaczenia. - uśmiechnął się i wyszedł.
-Chyba przypadłeś mu do gustu swoją osobą. - Ciemnooki popatrzył się na Alana.
-No..wydaje się być miły.

Resztę dnia spędzili na oglądaniu filmów i żartowaniu. Można by rzec, że James nieco się wyluzował i wszystko zapowiadało na to, że tak będzie do końca dzisiejszego dnia, gdyby nie dźwięk dobijającego się telefonu. Mężczyzna odebrał i wyszedł z salonu.
-Halo? ...-Nie! czego Ty jeszcze chcesz człowieku? - jego głos nasilał się coraz bardziej.
-Kurwa chyba wyraziłem się jasno!? Gówno mnie to interesuje! Dostał kulkę w łeb, więc o co Ci chodzi? ....-To już nie mój problem, ja swoje zrobiłem! Koniec! - rozłączył się i z hukiem rzucił telefonem o ścianę.
Alan podskoczył na ten dźwięk, wstał i udał się w stronę kuchni. Zobaczywszy chodzącego to w jedną, a to w drugą stronę widocznie zdenerwowanego Jamesa wystraszył się lekko.
-Wszystko..w..porządku? - zapytał niepewnie podchodząc do mężczyzny.
-Tak, wyjdż! - odpowiedział chłodno nawet na niego nie patrząc.
-Może jednak..
-Powiedziałem spieprzaj! - odwrócił się do blondyna i wymierzył mu siarczysty cios w twarz.
Chłopiec upadł, przerażony ze łzami w oczach wstał powoli trzymając się za piekący i czerwony policzek uciekł do pokoju. Położył się na łóżku w pozycji embrionalnej i zaczął cicho popłakiwać. Przecież chciał dobrze, chciał pomóc. Czemu..on..go uderzył? Okrył się kocem po czubek głowy próbował zasnąć.
****
James w tym czasie nadal siedział w kuchni. Był w furii. Ten telefon mocno go zdenerwował, ale czy powinien wyładowywać swój gniew na Bogu ducha winnym dzieciaku? Nie był tego taki pewien, w końcu malec chciał dobrze, a ten uderzył go. Spieprzył wszystko, a chłopak zaczynał mu ufać. Przecież on miał mu pomóc, obiecywał mu, że żadna krzywda go nie spotka. Musi to naprawić. Wstał i udał się do jego pokoju. Zastał tam skulonego i zawiniętego w koc blondyna. Podszedł i usiadł na skraju łóżka. Poczuł coś na wskutek lekkiego ukłucia w serce. Nie chcąc go straszyć jeszcze bardziej położył delikatnie swoją dłoń na jego wystającej czuprynie. Niebieskooki wyczuł to, bo cofnął się.
-Nie bój się...przepraszam. Nie tak miało wyjść...nie powinienem wyżywać się na Tobie... - były to dla niego ciężkie słowa do wypowiedzenia, ponieważ brunet jeszcze nigdy w życiu nikogo nie przepraszał.
-Bardzo Cię boli? - zapytał najbardziej czule jak umiał.
Alan pociągnął nosem - Nie, już nie.. - wychylił głowę spod koca i popatrzył się w zimne oczy mężczyzny. -Nie chciałem Cię bardziej zdenerwować, ja tylko usiłowałem pomóc.. - po jego policzkach spłynęło kilka samotnych łez.
-Wiem, wiem. - przygarnął do siebie chłopca i przytulił do swojej klatki piersiowej, drugą ręką głaskał go uspokajająco po plecach. - Obiecuje, że to się nie powtórzy. -Czybym miał wyrzuty sumienia? Z jego powodu? Chyba zaczynam wariować. - pomyślał. Nastolatek wtulił się w tors mężczyzny. Mimo tego zdarzenia poczuł się bezpiecznie. Chciał mu ponownie zaufać, bo przecież tak naprawdę teraz mógł liczyć tylko na niego.

środa, 29 stycznia 2014

Roz. 2

Niebieskooki rozglądnął się uważnie po pomieszczeniu. Musiał przyznać, że mężczyzna na pewno był bogaty  Pokój był dość duży, cały pomalowany na jasno-żółty, na przeciwko kanapy mieściło się sporych rozmiarów kino domowe. Chłopiec zauważył także kilka rozmaitych obrazów, wiszących na ścianach.
Nagle z jego brzucha wydobył się znany wszystkim odgłos burczenia. Alan sięgnął po przygotowane przez nieznajomego kanapki i zjadł je. Następnie wstał i dość niepewnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł. Zaczął iść wzdłuż przedpokoju szukając wzrokiem łazienki. Kiedy ją odnalazł wszedł do środka. Blondyn wytrzeszczył oczy. Łazienka była równie duża jak salon. Chłopakowi nigdy nie było dane żyć w luksusie, więc powolnym krokiem kierując się w stronę ogromnej wanny przyglądał się bacznie wszelkim szafkom, półkom
-Wow. - wyszeptał cicho.
Odkręcił kurek z wodą i zanurzył się się w niej. Było mu bardzo przyjemnie. Odprężony zamknął oczy i zaczął rozmyślać.
-Całkiem miły ten facet, no może lekko się go boję, ale ciekawe czemu chce mi pomóc.
Sam nie wiem czy powinienem mu ufać. W końcu nawet go nie znam. Do tego jest taki..przystojny..i...
Nie! Stop, Alan o czym Ty myślisz? - skarcił siebie w duchu.
Westchnąwszy głęboko sięgnął po gąbkę i żel, zaczął się myć w skupieniu. Kiedy skończył wyszedł z wanny 
wytarł się ręcznikiem i zaczął szukać czegoś do ubrania. Na koszu do prania zauważył czerwone bokserki i koszulę flanelową. Szybkim ruchem założył na siebie te rzeczy i spojrzał w lustro. Fakt były one na niego nieco za duże, ale wyglądał w nich znośnie. W ogóle sam musiał przyznać, że był dość przystojny i nawet miał jakieś tam mięśnie, uśmiechnął się do swojego odbicia i opuścił pomieszczenie. Nie chcąc sprawiać kłopotu i być natarczywym udał się prosto do salonu. Otworzył drzwi i zauważył mężczyznę.
-O, już jesteś. I jak kąpiel? - brunet odezwał się pierwszy.
-Emm, dobrze. - odpowiedział cicho.
-Pościeliłem Ci łóżko, tu będziesz spał. Jeżeli zgłodniejesz lub będzie chciało Ci się pić to kuchnia jest na wprost od łazienki, zresztą możesz mnie zawołać jakby co.
-Rozumiem, dziękuję panu.
-Aż tak staro wyglądam? Żaden pan, mów mi po prostu James. - uśmiechnął się lekko w kierunku chłopaka.
-Dobrze..James. - chłopiec zarumienił się lekko.
-No widzisz, to wskakuj do łóżka, bo już późno. Dobranoc. - powiedziawszy to wyszedł.
Niebieskooki jednym, zwinnym ruchem wskoczył pod kołdrę i zamknął oczy. Zaraz potem odpłynął do krainy Morfeusza.
***
James siedział nad jakimiś dokumentami i przetarł oczy ze zmęczenia. Ukradkiem spojrzał na zegarek. Dochodziła 00.00. 
-Nie dam rady dzisiaj tego skończyć..szlak by trafił to wszystko. - zaczął kląć pod nosem.
W pewnym momencie sięgnął po telefon i wybrał z listy kontaktów numer do swojego starego przyjaciela Dave'a.
-Halo?
-Halo? James? Ocipiałeś? Wiesz, która jest godzina? - odezwał się głos po drugiej stronie.
-Tak, wybacz stary, ale nie dałem rady przejrzeć wszystkich tych papierów. Możemy się jutro spotkać u mnie o 13.00? Pomógłbyś mi.
-No dobrze, ale właściwie czemu? Aż tyle tego jest?
-Nie, po prostu mam niespodziewanego gościa i musiałem się nim zająć.
-Ohoho, rozumiem. Mogę wiedzieć kto to jest? Znam go?
-Nie, raczej wątpię, a poznasz go jutro.
-No dobrze, dobrze. Chciałeś coś jeszcze?
-Nie. To wszystko. Do jutra i dobranoc.
-Dobranoc.
Odłożywszy telefon, wstał i wyszedł z pomieszczenia, ruszył w stronę łazienki i wziął szybką kąpiel. Co prawda miał iść od razu spać, ale postanowił jeszcze zajrzeć do chłopaka. Cichym krokiem zbliżył się do drzwi i uchylił je. Zerknął na śpiącego Alana i rozczulił się.
-Uroczy. - pomyślał. Jednak zaraz potem dodał.. -Do chuja, co się ze mną dzieje. O czym ja myślę? Przecież to jakiś bezdomny dzieciak, nawet go nie znam i czemu ja właściwie mu pomagam? Nie mam zamiaru go niańczyć. 
Zamknął za sobą drzwi i wkurzony na siebie udał się do swojego pokoju. Od razu rzucił się na łózko. Leżał na plecach, głowę podpierając na rękach. Przymknął oczy i wyłączył wszystkie swoje myśli. Nagle do jego uszu dotarł przerażający krzyk. Zerwał się na równe nogi i pobiegł w stronę pokoju chłopaka. 
Wpadł do pomieszczenia jak burza i zauważył jak blondyn szamota się i krzyczy przez sen. Podbiegł do jego łóżka i zaczął go szarpać za ramiona.
-Ej mały, obudź się. Alan! Słyszysz? Obudź się!
Chłopiec w pewnej chwili otworzył oczy i przerażony spojrzał na pochylającego się nad nim mężczyznę.
-Ja....ja..przepraszam..- odsunął się od niego jak najdalej i schował głowę między kolanami. Zaczął cicho szlochać.
James osłupiały przysiadł obok niego.
-No już, spokój. Co Ci się śniło?
Nie odpowiedział. James domyślał się już co to było.
-Często masz takie sny?
-Cza-czasami.. - powiedział drżącym głosem. - Nie..chciałem..Cię obudzić..prze-przepraszam.- dodał podnosząc wzrok i patrząc na mężczyznę swoimi zapłakanymi oczami.
-I tak nie spałem. - westchnął. Położył swoją dłoń na włosach chłopca, drugą zaś przysunął go do swojego torsu przytulając go. Niebieskooki zarumienił się, ale nie odepchnął bruneta. Wtulił się w niego jeszcze bardziej. James głaskał go uspokajająco.
-No już cicho, cicho. - powiedział spokojnie.
Blondyn po chwili znowu zasnął. Na policzkach widniały mu ślady zaschniętych łez.
James odsunął od siebie nastolatka, tak aby go nie zbudzić i okrył pościelą.
-No i co ja mam z Tobą zrobić? - pomyślał i cichym krokiem opuścił salon.
-Ten dzieciak mnie wykończy...

______________________________
I jak? Może być? Coś ostatnio nie mam weny. :c
Ale postaram się to zmienić.

wtorek, 21 stycznia 2014

Roz. 1

Mężczyzna w długim, czarnym płaszczu podjechał na parking i wysiadł ze swojego eleganckiego bugatti. Rozejrzał się po okolicy i westchnął irytująco.
-Pieprzone zadupie, totalna melina. - burknął pod nosem i zaczął iść przed siebie zdecydowanym krokiem.
Nagle do jego uszu dobiegł przeraźliwy krzyk i jakby błaganie o pomoc. Odwrócił swoją głowę w kierunku ciemnego zaułka z którego dochodziły głosy. Zaczął się powoli zbliżać, chociaż sam nie wiedział czemu. Zwykle olewał takie sytuacje. Był przyzwyczajony, w końcu na tym polegała jego praca. Gdy był już wystarczająco blisko ukrył się za ścianą. Zauważył dwóch, dość potężnych oprychów, którzy znęcali się nad...chłopcem? Tak to zdecydowanie był chłopiec, niewysoki blondyn leżał skulony i zapłakany pod ścianą.
James zapewne już dawno odszedłby i zapomniał, ale coś mu nie pozwalało nie zareagować. Musiał pomóc temu chłopakowi. Wyciągnął pistolet i z kieszeni i ruszył do akcji. 
-Zostawcie chłopca. - rzucił ostro w kierunku bandziorów.
Tamci natychmiast się odwrócili i spojrzeli lekko zdezorientowali na mężczyznę. Jeden z nich chciał zaatakować, ale ten drugi odciągnął go widząc broń w ręku James'a.
-Daj spokój..spadamy. - powiedział do niego.
-A Ciebie szczylu jeszcze dopadniemy! Nie myśl sobie. - krzyknęli w stronę przerażonego chłopaka i oddalili się.
Blondyn widząc, że napastnicy odeszli wstał i spojrzał swoimi przestraszonymi oczami na mężczyznę.
-Dz-dziękuję..p-panu..- wydusił drżącym głosem. Nagle przed oczami zrobiło mu się ciemno, upadł mdlejąc.
James podszedł do chłopca i popatrzył się na jego delikatne, kruche ciało.
-Cholera jasna..teraz będę musiał go zabrać ze sobą..- burknął zdenerwowany i podniósł nastolatka. Był bardzo lekki. Zaniósł go do samochodu po czym wsiadł i odjechał. Przez całą drogę zastanawiał się dlaczego mu pomaga, przecież wcale go nie zna..po za tym jego reputacja bezlitosnego skurwiela mogłaby legnąć w gruzach, gdyby ktoś się dowiedział, że przygarnął do siebie jakiegoś przybłędę. 

***

Alan poruszył się niespokojnie, bardzo bolała go głowa...ale było mu ciepło i przytulnie. Otworzył oczy i od razu przyjął postawę siedzącą. Rozglądnął się uważnie. Był w obcym domu, na dodatek spał sobie w czyimś łóżku. Spanikowany odwrócił głowę i ujrzał siedzącego przed nim na fotelu mężczyznę. Blondynowi zaparło dech. Owy mężczyzna był niesamowicie przystojny, na oko miał jakieś 22-24 lata, piękne brązowe włosy i ciemne, ale zimne bez jakichkolwiek uczuć oczy, które wpatrywały się w niego. Na dodatek siedział w rozpiętej koszuli przez co doskonale było widać jego umięśniony brzuch. Chłopiec zarumienił się lekko wciąż speszony i podenerwowany okrył się mocniej kocem.
-Widzę, że już wstałeś. To dobrze, bo leżałeś tak od 3 godzin. - mężczyzna odezwał się pierwszy.
-Umm..ja..chciałem..panu podziękować no..ten..za..- wyjąkał nieśmiało.
-Za ratunek? Nie ma za co. Powiedz mi lepiej jak się nazywasz i co chcieli od Ciebie tamci dwaj? Musze powiadomić Twoich rodziców.
-Ja..jestem..Alan..a..moi rodzice..oni...nie żyją. - odpowiedział załamanym głosem, do oczu napłynęły mu łzy, ale powstrzymał się od płaczu.
Mężczyznę zszokowała ta informacja, ale odchrząknął na znak, że rozumie.
-No więc Alan... słuchaj nie masz żadnych innych opiekunów? Nikogo bliskiego?
-Nnie...ja..mieszkałem u tamtych dwóch co mnie pobili, ale...- pociągnął nosem, nie chciał wypowiadać tych słów. Nie chciał nikomu o tym mówić.
-Czy oni..robili Ci coś? Wykorzystywali Cię? - James dopytywał się dalej.
Po dłuższym milczeniu chłopiec odpowiedział;
-T-tak...- po jego policzkach potoczyło się kilka samotnych łez.
James był w szoku, ten chłopak ewidentnie był bity i..gwałcony? On wprawdzie sam był mordercą i to bezlitosnym, ale nigdy nie wyrządziłby takiej krzywdy niewinnemu chłopcu. Miał ochotę go przytulić, ale powstrzymał się. Nie mógł go teraz tak po prostu zostawić, wywalić z domu. 
-Przykro mi..Tu Ci nic nie grozi. Nie musisz się obawiać. Zostaniesz u mnie przez parę dni, a później pomyślimy.
-Nie..ja nie mogę..na prawdę..ja miałbym kłopoty i pan zresztą też. Dziękuję za ratunek, ale nie mogę...jeśli ucieknę i nie wrócę to oni mnie..zabiją...
-Nie znajdą Cię tu, możesz być o to spokojny. 
-Ale..
-Więc postanowione. Zrobiłem Ci kanapki z dżemem, bo nie wiem co lubisz jadać. Zjedz je, bo pewnie jesteś głodny. Ja idę do siebie, jakbyś czegoś potrzebował zastaniesz mnie w biurze lub sypialni. Łazienka jest na końcu korytarza, tam Ci zostawiłem ręcznik i moje rzeczy. Mogą być przyduże, ale jakoś damy radę. Możesz iść się wykąpać.- powiedziawszy to skierował się do wyjścia.
-D-dziękuję..za wszystko. - Alan popatrzył się na mężczyznę.
James uśmiechnął się lekko do blondyna i wyszedł z salonu.

sobota, 18 stycznia 2014

Opis postaci


Imię: Alan Evans
Wiek: 17
Wygląd: Niski, dość szczupły blondyn o niebieskich oczach
Charakter: Alan jest cichym, spokojnym nastolatkiem, który dużo przeszedł w życiu. Jak to na uke przystało jest pokorny i posłuszny, chociaż potrafi się stawiać i zgrywać buntownika.




Imię: James Carter
Wiek: 23
Wygląd: Wysoki, umięśniony brunet o ciemnych oczach
Charakter: Zimny, oschły drań bez serca. Nie wierzy w miłość i jakiekolwiek uczucia. Ale czy to tylko pozory? Może James tak naprawdę udaje twardego sukinsyna?